Artwork

Innehåll tillhandahållet av Krzysztof Wysocki. Allt poddinnehåll inklusive avsnitt, grafik och podcastbeskrivningar laddas upp och tillhandahålls direkt av Krzysztof Wysocki eller deras podcastplattformspartner. Om du tror att någon använder ditt upphovsrättsskyddade verk utan din tillåtelse kan du följa processen som beskrivs här https://sv.player.fm/legal.
Player FM - Podcast-app
Gå offline med appen Player FM !

AS #14: Wielki rejs – TO POCZĄTEK

12:59
 
Dela
 

Manage episode 375456516 series 2909196
Innehåll tillhandahållet av Krzysztof Wysocki. Allt poddinnehåll inklusive avsnitt, grafik och podcastbeskrivningar laddas upp och tillhandahålls direkt av Krzysztof Wysocki eller deras podcastplattformspartner. Om du tror att någon använder ditt upphovsrättsskyddade verk utan din tillåtelse kan du följa processen som beskrivs här https://sv.player.fm/legal.

Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts, Empik Go, Google Podcasts, Spotify oraz YouTube.

https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/12/bbs-0099-wielki-rejs-to-poczatek.mp3

WBREJS1A-600x800„Wielki rejs” to cykl czterech artykułów, w których przedstawiam cztery epizody z mojej „służby na pokładzie” WB Electronics – obecnie największej polskiej prywatnej firmy zbrojeniowej. Minęło już wystarczająco dużo czasu, żebym nabrał odpowiedniego dystansu do tych wydarzeń i mógł o nich opowiedzieć. Przeczytaj, jak to się wszystko zaczęło, jakich poświęceń wymagało i co czułem, kiedy po raz ostatni „schodziłem na ląd”. Dziś epizod pierwszy pod tytułem: „TO POCZĄTEK”. Miłej lektury!

TO POCZĄTEK

WBREJS1A-600x800

Warszawa
Niedziela, 21 grudnia 1997 roku

obsada

PIOTR – twórca i prezes WB Electronics
ADAM – współtwórca i wiceprezes WB Electronics
KRZYSZTOF – „ten trzeci”, czyli ja

* * *

– OK – mówi Adam i patrzy mi prosto w oczy.

– Dziękuję – odpowiadam i uśmiecham się z wdzięcznością, że tak wielkodusznie rozbroił piorun kulisty, który przed chwilą wpuściłem do tego niewielkiego pokoju na poddaszu domu na warszawskiej Ochocie.

Jesteśmy tu we trzech: Piotr, Adam i ja – Krzysztof, czyli PAKa „spiskowców”. Sprowadziła nas tu wiara, że zmienimy… może nie świat, ale przynajmniej kształt polskiego przemysłu obronnego. To nie jest przekonanie ani pewność, tylko właśnie głęboka wiara, bo równie dobrze zamiast odnieść sukces możemy zostać pożarci przez zabetonowane struktury państwowych molochów zbrojeniowych. Molochów obrośniętych z każdej strony lobbystycznymi pnączami i pokrytych gęstą pajęczyną interesów.

Znam doskonale to poddasze. Przez ostatnie dwa lata bywałem tu bardzo często. Korzystając z gościny, doświadczenia, wiedzy i nowoczesnego oscyloskopu Adama, w tych „garażowych” warunkach konstruowałem pierwszy polski przenośny komputer wojskowy – ważny element Zautomatyzowanego Zestawu Kierowania Ogniem (ZZKO) TOPAZ.

Jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, że tego, czego się podjęliśmy, nie da się zrobić. Przynajmniej inni tak myślą. Nawet Amerykanie są „w lesie” ze swoim, od lat opracowywanym systemem AFATDS. Dzięki tej naszej nieświadomości połączonej z ogromnym zapałem już niebawem wyprzedzimy wszystkich, a polska artyleria wkroczy w nowe tysiąclecie, dysponując najskuteczniejszym systemem namierzania celów i obliczania nastaw do strzelania.

Gdyby moja żona mi nie ufała, podejrzewałaby pewnie, że mam kochankę. Ale mi ufa i wie, że przez te kilka lat wymykałem się wieczorami z domu tylko po to, żeby korzystać z pomocy Adama – inżyniera potrafiącego z niezwykłą biegłością odnaleźć na ekranie oscyloskopu każdy zabłąkany bit. Tak, przyznaję szczerze, że zdarzało mi się gubić bity. Czasem gdzieś na magistrali łączącej procesor z pamięcią, a czasem w pobliżu układów wejścia-wyjścia. A taki jeden zaginiony bit może być groźniejszy dla komputera, niż wirus dla człowieka. Żaden respirator tu nie pomoże. Potrzebny jest cud zmartwychwstania, czyli wyłączenie i ponowne włączenie urządzenia. Problem w tym, że po powrocie do żywych, komputer nie pamięta, co mu zaszkodziło, więc na takie złośliwe bity trzeba cierpliwie zastawiać pułapki. To poddasze było więc areną i świadkiem wielu naszych polowań. Ja naganiałem bity, pisząc odpowiednie programy testowe, a Adam zręcznie wyłapywał je za pomocą oscyloskopu.

A teraz siedzimy w tym niewielkim pokoju we trzech i przeżuwamy w myślach to, co się stało. Przed chwilą dokonał się ostatni akt negocjacji i nastąpiła drobna korekta podziału skóry na niedźwiedziu, który na razie jest malutkim niedźwiadkiem. A raczej jego nieucieleśnioną intencją. Pojutrze, we wtorek 23 grudnia 1997 roku, warszawski notariusz Piotr Maciejko przekształci tę naszą intencję w oficjalny akt umowy spółki. Nie powiemy mu, że przed wejściem do jego kancelarii jeden z nas wdepnął w psią kupę i że uznaliśmy to za dobry omen.

To za namową Adama Piotr zdecydował, że „będzie nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświeci nam cel: za kilka lat mieć u stóp cały świat, wszystkiego w bród”. Dwa lata wcześniej Adam zarekomendował mnie Piotrowi jako fachowca, przed którym architektura komputerów zgodnych z IBM PC nie ma żadnych tajemnic. Znał mnie od bardzo dawna i nieraz mieliśmy okazję współpracować.

Firma Piotra – WG Electronics z powodzeniem zajmowała się produkcją urządzeń przeznaczonymi dla inżynierów elektroników. Ale w pewnym momencie dostrzegł on potencjał polskiego rynku zbrojeniowego, otwierającego się właśnie na niepaństwowych, krajowych dostawców. Uruchomił więc wstępne prace konstruktorskie, jednak szybko okazało się, że produkcja wojskowa wymaga oddzielenia od cywilnego żywiołu. Nadszedł zatem czas powołania do życia nowego podmiotu, który wziąłby na cel tę wymagającą branżę.

Cofam taśmę rzeczywistości o trzydzieści sekund, a może o minutę – nie wiem, w takich chwilach czas zatrzymuje się w bezruchu albo pędzi z niewiarygodną prędkością. Piotr przedstawia mi następującą ofertę:

– Krzysztof, Proponujemy ci piętnaście procent udziałów w WB Electronics.

– A wy? – pytam, nie odrywając wzroku od koliście pomarszczonej tafli herbaty w mojej filiżance.

– Ja chcę mieć pięćdziesiąt jeden procent, a Adam trzydzieści cztery – mówi Piotr i milknie, czekając na moją reakcję.

Wydaje się, że wszystko jest już ustalone – to przecież znakomita propozycja! Bardzo dobrze odzwierciedla zarówno dotychczasowy, jak i przewidywany wkład każdego z nas w sukces przedsięwzięcia. Bez dwóch zdań nadaje się do natychmiastowej akceptacji, żeby przypadkiem nie została wycofana. Ale w tym momencie na lewym ramieniu siada mi diabeł i zaczyna kusić: „Poproś o więcej, poproś o więcej”. Mówię więc:

– Dzięki, że doceniliście moje dotychczasowe zaangażowanie oraz wiedzę i potencjał, którymi dysponuję, ale czy mogłoby to być szesnaście, a nie piętnaście procent? Jestem informatykiem i dla mnie szesnaście jest bardziej okrągłą liczbą niż piętnaście.

To właśnie te słowa, ten mój beznadziejnie głupi argument negocjacyjny tak elektryzuje spokojną dotąd atmosferę w pokoju. Ciche tykanie zegara odmierza kolejne sekundy. Piotr patrzy stanowczo na Adama:

– Ja chcę mieć pięćdziesiąt jeden procent – powtarza i dodaje: – Jak wy się podzielicie, to wasza sprawa.

Nie wiem dlaczego w tym momencie staje mi przed oczami scena sprzed kilkunastu lat. Siedzę za kierownicą motorówki, która niespiesznie posuwa się do przodu. Oglądam się do tyłu i obserwuję, jak przyczepiona do rufy lina unosi się na powierzchni jeziora i powoli prostuje. Kiedy jest już naprężona, dodaję gazu. Przesuwam manetkę do oporu, a radziecki silnik Wicher 30 błyskawicznie wchodzi na obroty i łódź nabiera prędkości. Na końcu liny Adam powoli wynurza się z wody. To jego trzeci start. Ucząc się pływać na nartach wodnych, każdy musi podjąć trzy próby. Za pierwszym razem robi „perkoza” do przodu, bo nie spodziewa się, że motorówka ma tyle siły. Za drugim – upada do tyłu, ponieważ usiłuje zrównoważyć moc motorówki, ale zaskakuje go poślizg, jakiego dostają narty po wyjściu na powierzchnię. Dopiero za trzecim razem jest szansa na sukces. I Adam ten sukces odnosi.

Kapitał zakładowy WB Electronics ma wynosić pięć tysięcy złotych – to minimum wyznaczone przez polskie przepisy. Dopiero dwa lata później zostanie podwyższony do pięćdziesięciu, a potem do pięciuset tysięcy. Ale w ten grudniowy wieczór jeden procent, o który proszę, to tylko pięćdziesiąt złotych. Czy jego wartość kiedykolwiek wzrośnie, tego nie wie nikt. Możemy mieć tylko wiarę i nadzieję. Z pewnością ułatwia to Adamowi zaakceptowanie mojej propozycji i przekazanie mi jednego procenta ze swojej puli. Ale jest jeszcze coś.

Adam, jak na doświadczonego przedsiębiorcę przystało, dysponuje jedną z najważniejszych cech, która odróżnia człowieka sukcesu od nieudacznika. Tą cechą jest taktyczna elastyczność. Niektórzy ludzie na każdym kroku usiłują postawić na swoim. Nie są zdolni do drobnych ustępstw i poświęceń w drodze na szczyt. Jedni nie potrafią właściwie oceniać wagi poszczególnych spraw i wszystkie wydają im się kwestią życia i śmierci. Inni muszą karmić swoje ego, które jak Hitler albo Stalin bez przerwy wrzeszczy im do ucha: „Ani kroku w tył!”. A przecież czasem trzeba zrobić kilka kroków w tył, żeby z impetem pokonać przeszkodę.

Na szczęście oprócz nas trzech w pokoju na poddaszu nie ma żadnego dyktatora, więc Adam może rozładować atmosferę, zgadzając się na moją niedorzeczną propozycję. A może i nie niedorzeczną? W końcu moja wiedza i doświadczenie, zaangażowanie i lojalność oraz zdolność do kończenia tego, co zacząłem, są świetną inwestycją zarówno dla firmy, jak i Piotra i Adama. Znacznie cenniejszą od tego jednego procenta. Po prostu jestem potrzebny!

Wszyscy jesteśmy potrzebni: Piotr ze swoją niezwykłą intuicją i umiejętnością zjednywania sobie ludzi, Adam z technologicznym wizjonerstwem i zdolnością do zarażania najbłyskotliwszych inżynierów swoimi ideami i ja – lojalny, akuratny perfekcjonista gotowy stawić czoła zarówno wyzwaniom technicznym, jak i biurokratycznym. Siłą każdego startupu jest różnorodność. To ważne. Dla dobra firmy założyciele muszą wzajemnie cenić swoją odmienność, uzupełniać swoje słabości i wykorzystywać supermoce, którymi dysponują.

Tak, tu wcale nie chodzi o sprytną sztuczkę negocjacyjną, manipulację czy stworzenie fałszywego obrazu rzeczywistości. Sama propozycja nie jest wszak niedorzeczna, tylko jej uzasadnienie zaskakuje wszystkich – nawet mnie. Ale to nie ma znaczenia. Tutaj popyt ma randkę z podażą. Pożądane przez kupującego dobro leży na wyciągnięcie ręki, więc nieznaczny wzrost ceny nie jest w stanie zmniejszyć jego determinacji. A co z tego wyniknie w przyszłości? Któż to może wiedzieć!

– OK – mówi Adam i patrzy mi prosto w oczy.

– Dziękuję – odpowiadam i uśmiecham się z wdzięcznością.

* * *

UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.

ZOSTAN-PATRONEM-BBS-2000x200

  continue reading

31 episoder

Artwork
iconDela
 
Manage episode 375456516 series 2909196
Innehåll tillhandahållet av Krzysztof Wysocki. Allt poddinnehåll inklusive avsnitt, grafik och podcastbeskrivningar laddas upp och tillhandahålls direkt av Krzysztof Wysocki eller deras podcastplattformspartner. Om du tror att någon använder ditt upphovsrättsskyddade verk utan din tillåtelse kan du följa processen som beskrivs här https://sv.player.fm/legal.

Podcast Biznesu Bez Stresu jest dostępny w Apple Podcasts, Empik Go, Google Podcasts, Spotify oraz YouTube.

https://biznesbezstresu.pl/wp-content/uploads/2020/12/bbs-0099-wielki-rejs-to-poczatek.mp3

WBREJS1A-600x800„Wielki rejs” to cykl czterech artykułów, w których przedstawiam cztery epizody z mojej „służby na pokładzie” WB Electronics – obecnie największej polskiej prywatnej firmy zbrojeniowej. Minęło już wystarczająco dużo czasu, żebym nabrał odpowiedniego dystansu do tych wydarzeń i mógł o nich opowiedzieć. Przeczytaj, jak to się wszystko zaczęło, jakich poświęceń wymagało i co czułem, kiedy po raz ostatni „schodziłem na ląd”. Dziś epizod pierwszy pod tytułem: „TO POCZĄTEK”. Miłej lektury!

TO POCZĄTEK

WBREJS1A-600x800

Warszawa
Niedziela, 21 grudnia 1997 roku

obsada

PIOTR – twórca i prezes WB Electronics
ADAM – współtwórca i wiceprezes WB Electronics
KRZYSZTOF – „ten trzeci”, czyli ja

* * *

– OK – mówi Adam i patrzy mi prosto w oczy.

– Dziękuję – odpowiadam i uśmiecham się z wdzięcznością, że tak wielkodusznie rozbroił piorun kulisty, który przed chwilą wpuściłem do tego niewielkiego pokoju na poddaszu domu na warszawskiej Ochocie.

Jesteśmy tu we trzech: Piotr, Adam i ja – Krzysztof, czyli PAKa „spiskowców”. Sprowadziła nas tu wiara, że zmienimy… może nie świat, ale przynajmniej kształt polskiego przemysłu obronnego. To nie jest przekonanie ani pewność, tylko właśnie głęboka wiara, bo równie dobrze zamiast odnieść sukces możemy zostać pożarci przez zabetonowane struktury państwowych molochów zbrojeniowych. Molochów obrośniętych z każdej strony lobbystycznymi pnączami i pokrytych gęstą pajęczyną interesów.

Znam doskonale to poddasze. Przez ostatnie dwa lata bywałem tu bardzo często. Korzystając z gościny, doświadczenia, wiedzy i nowoczesnego oscyloskopu Adama, w tych „garażowych” warunkach konstruowałem pierwszy polski przenośny komputer wojskowy – ważny element Zautomatyzowanego Zestawu Kierowania Ogniem (ZZKO) TOPAZ.

Jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, że tego, czego się podjęliśmy, nie da się zrobić. Przynajmniej inni tak myślą. Nawet Amerykanie są „w lesie” ze swoim, od lat opracowywanym systemem AFATDS. Dzięki tej naszej nieświadomości połączonej z ogromnym zapałem już niebawem wyprzedzimy wszystkich, a polska artyleria wkroczy w nowe tysiąclecie, dysponując najskuteczniejszym systemem namierzania celów i obliczania nastaw do strzelania.

Gdyby moja żona mi nie ufała, podejrzewałaby pewnie, że mam kochankę. Ale mi ufa i wie, że przez te kilka lat wymykałem się wieczorami z domu tylko po to, żeby korzystać z pomocy Adama – inżyniera potrafiącego z niezwykłą biegłością odnaleźć na ekranie oscyloskopu każdy zabłąkany bit. Tak, przyznaję szczerze, że zdarzało mi się gubić bity. Czasem gdzieś na magistrali łączącej procesor z pamięcią, a czasem w pobliżu układów wejścia-wyjścia. A taki jeden zaginiony bit może być groźniejszy dla komputera, niż wirus dla człowieka. Żaden respirator tu nie pomoże. Potrzebny jest cud zmartwychwstania, czyli wyłączenie i ponowne włączenie urządzenia. Problem w tym, że po powrocie do żywych, komputer nie pamięta, co mu zaszkodziło, więc na takie złośliwe bity trzeba cierpliwie zastawiać pułapki. To poddasze było więc areną i świadkiem wielu naszych polowań. Ja naganiałem bity, pisząc odpowiednie programy testowe, a Adam zręcznie wyłapywał je za pomocą oscyloskopu.

A teraz siedzimy w tym niewielkim pokoju we trzech i przeżuwamy w myślach to, co się stało. Przed chwilą dokonał się ostatni akt negocjacji i nastąpiła drobna korekta podziału skóry na niedźwiedziu, który na razie jest malutkim niedźwiadkiem. A raczej jego nieucieleśnioną intencją. Pojutrze, we wtorek 23 grudnia 1997 roku, warszawski notariusz Piotr Maciejko przekształci tę naszą intencję w oficjalny akt umowy spółki. Nie powiemy mu, że przed wejściem do jego kancelarii jeden z nas wdepnął w psią kupę i że uznaliśmy to za dobry omen.

To za namową Adama Piotr zdecydował, że „będzie nas trzech, w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświeci nam cel: za kilka lat mieć u stóp cały świat, wszystkiego w bród”. Dwa lata wcześniej Adam zarekomendował mnie Piotrowi jako fachowca, przed którym architektura komputerów zgodnych z IBM PC nie ma żadnych tajemnic. Znał mnie od bardzo dawna i nieraz mieliśmy okazję współpracować.

Firma Piotra – WG Electronics z powodzeniem zajmowała się produkcją urządzeń przeznaczonymi dla inżynierów elektroników. Ale w pewnym momencie dostrzegł on potencjał polskiego rynku zbrojeniowego, otwierającego się właśnie na niepaństwowych, krajowych dostawców. Uruchomił więc wstępne prace konstruktorskie, jednak szybko okazało się, że produkcja wojskowa wymaga oddzielenia od cywilnego żywiołu. Nadszedł zatem czas powołania do życia nowego podmiotu, który wziąłby na cel tę wymagającą branżę.

Cofam taśmę rzeczywistości o trzydzieści sekund, a może o minutę – nie wiem, w takich chwilach czas zatrzymuje się w bezruchu albo pędzi z niewiarygodną prędkością. Piotr przedstawia mi następującą ofertę:

– Krzysztof, Proponujemy ci piętnaście procent udziałów w WB Electronics.

– A wy? – pytam, nie odrywając wzroku od koliście pomarszczonej tafli herbaty w mojej filiżance.

– Ja chcę mieć pięćdziesiąt jeden procent, a Adam trzydzieści cztery – mówi Piotr i milknie, czekając na moją reakcję.

Wydaje się, że wszystko jest już ustalone – to przecież znakomita propozycja! Bardzo dobrze odzwierciedla zarówno dotychczasowy, jak i przewidywany wkład każdego z nas w sukces przedsięwzięcia. Bez dwóch zdań nadaje się do natychmiastowej akceptacji, żeby przypadkiem nie została wycofana. Ale w tym momencie na lewym ramieniu siada mi diabeł i zaczyna kusić: „Poproś o więcej, poproś o więcej”. Mówię więc:

– Dzięki, że doceniliście moje dotychczasowe zaangażowanie oraz wiedzę i potencjał, którymi dysponuję, ale czy mogłoby to być szesnaście, a nie piętnaście procent? Jestem informatykiem i dla mnie szesnaście jest bardziej okrągłą liczbą niż piętnaście.

To właśnie te słowa, ten mój beznadziejnie głupi argument negocjacyjny tak elektryzuje spokojną dotąd atmosferę w pokoju. Ciche tykanie zegara odmierza kolejne sekundy. Piotr patrzy stanowczo na Adama:

– Ja chcę mieć pięćdziesiąt jeden procent – powtarza i dodaje: – Jak wy się podzielicie, to wasza sprawa.

Nie wiem dlaczego w tym momencie staje mi przed oczami scena sprzed kilkunastu lat. Siedzę za kierownicą motorówki, która niespiesznie posuwa się do przodu. Oglądam się do tyłu i obserwuję, jak przyczepiona do rufy lina unosi się na powierzchni jeziora i powoli prostuje. Kiedy jest już naprężona, dodaję gazu. Przesuwam manetkę do oporu, a radziecki silnik Wicher 30 błyskawicznie wchodzi na obroty i łódź nabiera prędkości. Na końcu liny Adam powoli wynurza się z wody. To jego trzeci start. Ucząc się pływać na nartach wodnych, każdy musi podjąć trzy próby. Za pierwszym razem robi „perkoza” do przodu, bo nie spodziewa się, że motorówka ma tyle siły. Za drugim – upada do tyłu, ponieważ usiłuje zrównoważyć moc motorówki, ale zaskakuje go poślizg, jakiego dostają narty po wyjściu na powierzchnię. Dopiero za trzecim razem jest szansa na sukces. I Adam ten sukces odnosi.

Kapitał zakładowy WB Electronics ma wynosić pięć tysięcy złotych – to minimum wyznaczone przez polskie przepisy. Dopiero dwa lata później zostanie podwyższony do pięćdziesięciu, a potem do pięciuset tysięcy. Ale w ten grudniowy wieczór jeden procent, o który proszę, to tylko pięćdziesiąt złotych. Czy jego wartość kiedykolwiek wzrośnie, tego nie wie nikt. Możemy mieć tylko wiarę i nadzieję. Z pewnością ułatwia to Adamowi zaakceptowanie mojej propozycji i przekazanie mi jednego procenta ze swojej puli. Ale jest jeszcze coś.

Adam, jak na doświadczonego przedsiębiorcę przystało, dysponuje jedną z najważniejszych cech, która odróżnia człowieka sukcesu od nieudacznika. Tą cechą jest taktyczna elastyczność. Niektórzy ludzie na każdym kroku usiłują postawić na swoim. Nie są zdolni do drobnych ustępstw i poświęceń w drodze na szczyt. Jedni nie potrafią właściwie oceniać wagi poszczególnych spraw i wszystkie wydają im się kwestią życia i śmierci. Inni muszą karmić swoje ego, które jak Hitler albo Stalin bez przerwy wrzeszczy im do ucha: „Ani kroku w tył!”. A przecież czasem trzeba zrobić kilka kroków w tył, żeby z impetem pokonać przeszkodę.

Na szczęście oprócz nas trzech w pokoju na poddaszu nie ma żadnego dyktatora, więc Adam może rozładować atmosferę, zgadzając się na moją niedorzeczną propozycję. A może i nie niedorzeczną? W końcu moja wiedza i doświadczenie, zaangażowanie i lojalność oraz zdolność do kończenia tego, co zacząłem, są świetną inwestycją zarówno dla firmy, jak i Piotra i Adama. Znacznie cenniejszą od tego jednego procenta. Po prostu jestem potrzebny!

Wszyscy jesteśmy potrzebni: Piotr ze swoją niezwykłą intuicją i umiejętnością zjednywania sobie ludzi, Adam z technologicznym wizjonerstwem i zdolnością do zarażania najbłyskotliwszych inżynierów swoimi ideami i ja – lojalny, akuratny perfekcjonista gotowy stawić czoła zarówno wyzwaniom technicznym, jak i biurokratycznym. Siłą każdego startupu jest różnorodność. To ważne. Dla dobra firmy założyciele muszą wzajemnie cenić swoją odmienność, uzupełniać swoje słabości i wykorzystywać supermoce, którymi dysponują.

Tak, tu wcale nie chodzi o sprytną sztuczkę negocjacyjną, manipulację czy stworzenie fałszywego obrazu rzeczywistości. Sama propozycja nie jest wszak niedorzeczna, tylko jej uzasadnienie zaskakuje wszystkich – nawet mnie. Ale to nie ma znaczenia. Tutaj popyt ma randkę z podażą. Pożądane przez kupującego dobro leży na wyciągnięcie ręki, więc nieznaczny wzrost ceny nie jest w stanie zmniejszyć jego determinacji. A co z tego wyniknie w przyszłości? Któż to może wiedzieć!

– OK – mówi Adam i patrzy mi prosto w oczy.

– Dziękuję – odpowiadam i uśmiecham się z wdzięcznością.

* * *

UWAGA: pliki dźwiękowe mogą zawierać nieaktualne już informacje marketingowe.

ZOSTAN-PATRONEM-BBS-2000x200

  continue reading

31 episoder

Alla avsnitt

×
 
Loading …

Välkommen till Player FM

Player FM scannar webben för högkvalitativa podcasts för dig att njuta av nu direkt. Den är den bästa podcast-appen och den fungerar med Android, Iphone och webben. Bli medlem för att synka prenumerationer mellan enheter.

 

Snabbguide